| nowości października - EVREE, LOVELY, DR IRENA ERIS, SVR, BOURJOIS, SALLY HANSEN |

17:41:00

| nowości października - EVREE, LOVELY, DR IRENA ERIS, SVR, BOURJOIS, SALLY HANSEN |

Cześć!

Ja nie wiem jak to się dzieje.  Dopiero co pokazywałam Wam nowości września, a tu już koniec października. Czas leci niemiłosiernie. Zanim się obejrzymy będą Święta i Nowy Rok ;o ;) ale nie o tym dzisiaj. Dzisiaj opowiem Wam o tym co ciekawego kupiłam bądź dostałam w tym miesiącu. Zapraszam.
Evree

We wtorek i środę drogeria Super-Pharm znowu uraczyła nas Dniami Lifestyle, więc sporo marek było -50% taniej. Między innymi jedna z moich ulubionych marek drogeryjnych Evree. Kupiłam więc mój ulubiony krem do stóp, na zapas odżywczy krem do rąk, ponieważ mój regenerujący powoli się kończy i na spróbowanie peeling i maskę do stóp w saszetce.
Jeśli chodzi o promocje w Rossmannie nie szalałam. Kupiłam tylko 4 produkty, z których jedna to zachcianka. Tusz do rzęs Lovely i eyeliner Wibo to klasyki, które są w mojej kosmetyczce zawsze. Puder z Bell się skończył, więc trzeba było się w coś zaopatrzyć. Koleżanka poleciła mi puder z Bourjois, Healthy Balance i jak na razie jestem zadowolona. Wzięłam odcień 52, przy czym podkładu mam odcień 51. I zachcianka to paletka do konturowania Lovely, Sculpting Podwer, 3 Color Press Powder, na którą miałam już ochotę od dawna.
W Super-Pharm zaopatrzyłam się również z odżywkę do paznokci Sally Hansen Maximum Growth. Chciałam spróbować czegoś innego oprócz 8w1 Eveline, a także przy zakupach dobrałam sobie pomadkę ochronną z Nivea w niższej cenie Blackberry Shine, który ma niesamowicie przepiękny kolor z fajną poświatą. Idealna na jesień ;) I bosko pachnie! Wzięłam sobie również błyskawiczną terapię, rekonstrukcję do włosów L'Oreal Elseve w takiej tubce. Kupiłam je dwie, jedną już zużyłam. Zobaczymy jakie będą efekty ;)
Z Avonu poprosiłam mamę, aby zamówiła mi peeling do stóp i rąk. A że przy zakupie trzech produktów każdy z nich był za 6, 99 zł wzięłam jeszcze maskę do stóp i rąk z parafiną i masłem shea i do tego bawełniane skarpetki. Bardzo jestem ciekawa tego zestawu.

Wybaczcie, ale zdjęcie nieco się różni, ponieważ wszystkie robiłam w Gdańsku, a to wyżej dzisiaj tutaj u siebie, w mieście rodzinnym i wyszło inne światło:/ Mam nadzieję, że aż tak bardzo nie razi.
Kolejnym produktem jest olejek różany do mycia twarzy, który dostałam od Bielendy w ramach testów. Jest on przeznaczony do wrażliwej skóry. Jest to nowość wśród asortymentu marki. Seria nazywa się Rose Care, która oprócz olejku do mycia posiada również kojącą wodę różaną, serum różane, olejek różany i krem różany nawilżająco - kojący. Olejku używam bardzo namiętnie i regularnie, także spodziewajcie się niebawem recenzji.
SVR jest marką apteczną, ich produkty możemy zakupić między innymi w Super-Pharm. W poprzednich nowościach pokazywałam żel do mycia twarzy, który kupiłam, a produkty z dzisiejszych dostałam na szkoleniu, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Upominkami były antyperspirant Spirial Roll-on, dla każdego rodzaju skóry, a także Hydraline Extra Riche intensywnie nawilżający balsam do twarzy/szyi/dekoltu. Zadowolona jestem bardzo, że takie produkty otrzymałam i już nie mogę się doczekać, aż zacznę je testować.



I na koniec produkt od dr Ireny Eris, który również był upominkiem w ramach szkolenia, na którym byłam w tym tygodniu w czwartek. Szkolenie bardzo fajne, w miłej atmosferze, dużo można się dowiedzieć, obejrzeć, potestować produkty. Mi się akurat trafiła emulsja do twarzy z linii VitaCeric, która ma zapewnić intensywną pielęgnację energizującą dla skóry zmęczonej. Ciekawa jestem działania. Jak tylko dobrze go przetestuję dam Wam znać.


A co nowego pojawiło się u Was ? Dajcie znać!
Ściskam,
A.
| DERMIKA, HydraLOGIQ - krem hydra-matujący na dzień / cera normalna i mieszana 30+ | PURE, łagodny płyn micelarny z różą do cery suchej i normalnej |

14:50:00

| DERMIKA, HydraLOGIQ - krem hydra-matujący na dzień / cera normalna i mieszana 30+ | PURE, łagodny płyn micelarny z różą do cery suchej i normalnej |

Cześć Wam!

Co u Was słychać? Trochę mnie nie było. Studiowanie i praca - nie jest łatwo ;) Plus do tego choróbsko mnie dorwało. Więc nie mam za bardzo na nic siły, ale jak już tak siedzę w domu to może coś dla Was napiszę.
Dna dosięgnęły ostatnio u mnie między innymi miniaturka kremu matującego na dzień i płyn micelarny marki, która jak twierdzi producent ma spełniać najwyższe wymagania konsumentów odnośnie jakości produktów oraz ich innowacyjności, aspirując przez to do grona luksusowych - a mianowicie jest to marka Dermika. Nie wiem czy miałyście z nią styczność. Powiem szczerze, że zanim zaczęłam pracować w drogerii nie słyszałam o niej.
Dzisiaj opowiem o dwóch produktach tej firmy - miniaturce kremu, który dostałam w ramach udziału w szkoleniu oraz płynie micelarnym - podarunkiem od koleżanki. Jej nie podszedł, więc oddała go w moje ręce. Jak sprawdziły się u mnie oba produkty? Ciekawych zapraszam do dalszej części posta.


ŁAGODNY PŁYN MICELARNY Z RÓŻĄ, PURE
Zacznijmy od płynu micelarnego. Butelka zachowana w dość fajnej kolorystyce, szata przyciąga wzrok. Na zdjęciu jest pusta, ale generalnie widać przez nią ile produktu zostało, więc możemy to kontrolować. Złota zakrętka, którą się przekręca, aby można było wydobyć płyn. Jest on bezzapachowy, wodnisty- typowy dla miceli.
Jest wydajność oceniłabym na dobrą. Koleżanka dałam mi 3/4 zawartości i starczył mi na niecałe 2 miesiące. Nie żałowałam go sobie, ponieważ mam jeszcze inne produkty do demakijażu w zapasach i po prostu staram się to jakoś w miarę wszystko zużywać, żeby potem połowa produktów nie wylądowała w koszu. Tak to jest jak się kupuje na zapas ;) Może starczyłby i na dłużej.
Skład mamy dość krótki, a w nim:
woda, peg-6 caprylic/capric glycerides - substancja myjąca; emulgator, hexylene glycol - glikol heksylenowy - może działać drażniąco na skórę, oczy; rosa damascena flower water - hydrolat z róży damasceńskiej, gluconolactone - glukonolakton - substancja złuszczająca, antyoksydant,
disodium edta - pełni rolę stabilizatora i środka konserwującego; pozwala kosmetykom oczyszczać bez zbędnych zaburzeń chemicznych, polyaminopropyl biguande.

Generalnie nie jest źle. Fajnie, że jest obecny hydrolat z róży damasceńskiej. Róża damasceńska jest zaliczana do ekskluzywnych i droższych materiałów roślinnych; działa kojąco, łagodząco, nawilżająco i antyseptycznie. Hydrolat polecany jest dla skóry suchej, naczynkowej, dojrzałej, a także tłustej i trądzikowej. Oprócz niego glukonolakton, który również robi dobre rzeczy dla naszej skóry - m.in. wpływa na produkcję kolagenu, spłyca drobne zmarszczki, poprawia strukturę i koloryt skóry, a także jest naturalnym antyoksydantem. W składzie widnieje również glikol heksylenowy, o którym znalazłam informację taką, że może podrażniać, ale w moim przypadku nic takiego nie miało miejsca. Płyn jest łagodny i działa kojąco, skóra nie jest podrażniona.
Czy dobrze poradził sobie z demakijażem? Owszem. Z delikatnym makijażem nie miał problemów. Zmywał wszystko dokładnie. Z mocniejszym trzeba było się bardziej wysilić, ale nie rozmazywał makijażu, tak jak to było w przypadku płynu z Dermedic (odsyłam do recenzji klik). Nie podrażniał skóry, nie wysuszał jej, a raczej koił i nawilżał. Ogólnie byłam z niego zadowolona. Czy ponownie go kupię? Raczej nie. Bardziej odpowiada mi Garnier - czy to różowa wersja czy z olejkiem, a jest tańszy. Na ezebra.pl kosztuje ok. 30 zł. Nie wiem jak stacjonarnych drogeriach. Myślę, że Dermika ma w swojej ofercie lepsze produkty do demakijażu.

KREM HYDRA-MATUJĄCY NA DZIEŃ
Jest to miniaturka kremu o pojemności 20 ml. Przeznaczony dla cer normalnych i mieszanych. Zawiera kwiat porcelanowy. TUTAJ możecie zobaczyć jak wygląda pełnowymiarowy produkt o pojemności 50 ml. Kosmetyki marki Dermika odznaczają się wyglądem luksusowym i widać, że są z wyższej półki. Musimy za niego zapłacić ok. 70 zł. Ale można go też dorwać na promocji.
Dla zainteresowanych skład.

Krem ma zapewnić gładkość skóry i naturalny, matowy wygląd cery. Ma zadbać o zmniejszenie porów i intensywne nawilżenie. Jestem posiadaczką cery suchej, więc w stronę matujących kremów raczej nie zerkam, ale że krem dostałam postanowiłam nie wydawać go dalej w świat, a sama wypróbować. Nakładałam go codziennie rano po oczyszczeniu twarzy pod makijaż. Ładnie pachniał, dobrze się rozprowadzał i szybciutko wchłaniał. Cera była nieskazitelna po nałożeniu. Dobrze współpracował z płynnym podkładem. Podkład się nie rolował, brzydko nie zbierał. Krem spełnił rolę bazy i sprawdził się w niej naprawdę dobrze. Krem mnie nie wysuszył, nie doprowadził do wysypu nie przyjaciół. Ma on w sobie składniki aktywne takie jak mati-sfery, czyli kuliste polimery, które wiążą nadmiar sebum oraz ekstrakt z kwiatu porcelanowego, który jest symbolem nieskazitelnej gładkości, rewitalizuje skórę, dodając jej blasku.
Może kiedyś zdecyduję się na pełnowymiarowy produkt. Na razie mam w zapasach inne kremy plus inne na oku ;) Uważam, że Dermika jest dobrą firmą, bardziej ukierunkowaną dla cer dojrzałych. Mają w ofercie naprawdę fajne serie z różną formułą. Każdy na pewno znajdzie coś dla siebie.
Dajcie znać czy miałyście styczność z tą marką i jakie są Wasze spostrzeżenia.

Jakiś tydzień temu o moje włosy zaczął dbać suplement nutrikosmetyk firmy Hairvity. Już nie mogę doczekać się efektów. Receptura produktu ukierunkowana jest na wspomaganie zdrowego wyglądu włosów oraz skóry. Mają wzmocnić strukturę włosa, powstrzymując ich łamliwość, rozdwajanie i wypadanie. Ciekawa jestem baaardzo efektów. Na pewno pojawi się recenzja. Także bądźcie cierpliwi ;)

Przesyłam gorące uściski ,
A!
| Lirene DERMOPROGRAM | peeling ujędrniający mango | balsam brązujący pod prysznic, jasna karnacja |

18:23:00

| Lirene DERMOPROGRAM | peeling ujędrniający mango | balsam brązujący pod prysznic, jasna karnacja |

Cześć kochane!

Pogoda nie rozpieszcza. Nie chce się wychodzić z domu. Najchętniej zawinęłybyśmy się w koc z ciepłą herbatką. ;)
Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję produktów firmy Lirene. Zapraszam :)
Jak do tej pory na blogu pojawił się tylko jeden wpis o peelingu klik , który spisał się całkiem nieźle. Peeling stosuję mniej więcej 2-3 razy w tygodniu w zależności od mojego czasu. O tym z dzisiejszego postu wyczytałam gdzieś bodajże u Eweliny.
Mówię tutaj o ujędrniającym peelingu mango firmy Lirene. Jest to gruboziarnisty modelujący scrub. Zamknięty został w miękkiej tubce, zamykanej na klik. Bez problemu się otwiera, nawet mokrymi rękami. Za pojemność 200 ml musimy zapłacić w Rossmannie ok. 14 zł. Dostępne są też w Super-Pharm. Także z ich kupnem nie ma najmniejszego problemu. W ofercie mamy dostępne również wersje: żurawinowy peeling cukrowy, grejpfrutowy peeling antycellulitowy oraz kokosowy peeling solny, które są o złotówkę droższe.
Ja zachęcona zapachem (uwielbiam mango!) skusiłam się właśnie na ten z mango. Żurawinowy i grejpfrutowy również z chęcią przetestuję, ale na kokosowy solny raczej się nie skuszę. Zwolenniczką kokosa nie jestem jak i mocnego zdzierania.
Jego konsystencja jest dość gęsta, nie spływa, nie przecieka przez palce. Zanurzone w niej drobinki ścierające w połączeniu z wodą nie rozpuszczają się. Porządnie złuszczają martwy naskórek i dogłębnie oczyszczają naszą skórę. Dla mnie jest to mocny zdzierak, aczkolwiek jak ktoś lubi takie mega porządne złuszczanie, ten peeling może go nie zadowolić. Skóra po nim jest niesamowicie miękka, gładka i aksamitna. Aż chcę się dotykać ciałko! ;) Peeling pozostawia na skórze taką delikatną ochronną warstewkę, która zupełnie nie przeszkadza, wręcz czuć, że ciało jest odżywione i zdrowo napięte. Nie trzeba dodatkowo nakładać balsamu, ale ja i tak zawsze to robię, ponieważ mam tyle tych mazideł, że gdybym miała sobie odpuszczać co jakiś czas balsamowanie nie wykończyłabym tych produktów nigdy.
Podsumowując:
produkt sprawdził się w 100%. Nie podrażnia, nie wysusza. Dzięki niemu skóra staje się jedwabiście gładka, jędrna i nawilżona. Dodatkowo zapach świeżego mango umila nam ten rytuał. Czujemy się jak w naszym małym prywatnym domowym SPA.
Kolejnym produktem firmy Lirene jest brązujący balsam pod prysznic dla jasnej karnacji. W tym roku za dużo słońca nie było. Mieszkam nad morzem, a w wakacje byłam poopalać się może ze 2 razy. Po prostu nie było pogody, a jak już rzeczywiście słoneczko grzało, akurat wyjechałam z miasta albo byłam w pracy. To ci pech ;) Więc musiałam trochę mojej jasnej karnacji pomóc w nadaniu ładnego, zdrowego koloru. Nie miałam wcześniej do czynienia z produktami samoopalającymi, więc na początek zdecydowałam się właśnie na taki balsam pod prysznic.
Balsam wizualnie nie różni się od peelingu, ta sama tubka, zamknięcie. Różnią się jedynie kolorystyką. Niestety zamknięcie w tym przypadku trochę zawiodło. Po pierwszym użyciu rozpadło mi się w rękach. Przez co musiałam je stawiać do góry nogami, inaczej produkt po prostu się wylewał i marnował.
Producent zapewnia efekt stopniowej opalenizny bez smug oraz łatwą i szybką aplikację.
Produkt nakładamy pod prysznicem na umyte ciało. Rozprowadzamy je dokładnie na całe, wilgotne ciało. Delikatnie wmasowujemy i pozostawiamy na ... 3 minuty! To były codzienne najdłuższe 3 minuty w moim życiu :P Kompletnie nie wiedziałam co wtedy robić. Takie bezczynne stanie doprowadzało mnie do szału, zwłaszcza, że nie miałam włączonego żadnego budzika czy minutnika. Po prostu na oko mierzyłam czas. Przedłużałam go sobie trochę do 4-5 minut, aby efekt był jeszcze lepszy. Następnie spłukujemy nadmiar ciepłą wodą. Po całym procesie możemy wytrzeć się ręcznikiem i spokojnie założyć ciuchy. Balsam ich nie brudził. Zalecano aby stosować go codziennie, aby uzyskać pożądane efekty. Konsystencja gęsta, nie przeciekająca przez palce. Taka typowa dla balsamów.
Powiem Wam na początek, że balsam niesamowicie nawilżał skórę. Nie trzeba było nic więcej nakładać, ponieważ skóra była miękka i miła w dotyku. Zapach bardzo ładny, jak typowy balsam. Jeśli chodzi o działanie - jakiś efekt był, ale nie taki jakiego się spodziewałam. Był to efekt lekko muśniętej skóry słońcem, ale dosłownie taki delikatny. Najbardziej widziałam to na rękach i ramionach. Lekki brąz się pojawił. Jednak zdecydowanie bardziej produkt sprawdzał się do podkreślania naturalnej opalenizny.
Początkiem września pogoda nas uraczyła 30 stopniowymi upałami, więc wyciągnęłam rodziców i siostrę nad jezioro. Calutki dzień się opalałam i w końcu moja skóra nabrała koloru. I wtedy balsam był jak znalazł! Przy codziennym stosowaniu fantastycznie podkreślił opaleniznę. Skóra była pięknie opalona, zdrowo wyglądająca, wygładzona i nawilżona. To mi się podoba ! :)

Podsumowanie:
Czy ponownie po niego sięgnę? Myślę, że w przyszłym roku tak. Ale tak jak pisałam - dopiero po nabraniu opalenizny. Wtedy może zdecyduję się na wersję dla ciemnej karnacji ;)


Dajcie znać czy miałyście któryś z produktów i jak sprawdził się u Was.
Czekam na wasze komentarze!

Buziaki,
A!
| co nowego przyniósł wrzesień |

22:29:00

| co nowego przyniósł wrzesień |

Hej, hej!

Z małym poślizgiem przychodzę do Was dzisiaj z nowościami miesiąca. Nie ma tego tak dużo jak w zeszłym miesiącu, ale parę rzeczy kupiłam.

CIAŁO

Isana, Keep Cool, żel pod prysznic - któregoś razu będąc w Rossmannie rzuciła mi się w oczy cena 2, 50 zł za żel pod prysznic, więc pomyślałam, że coś sobie wybiorę. Żeli pod prysznic nigdy dość ;) I gdy tylko powąchałam tą przeuroczą pandę .. przepadłam! Najpiękniejszy zapach jaki kiedykolwiek wąchałam. Mi kojarzy się trochę z mambą, a ja do słodyczy pierwsza ;) Najlepsze jest to, że zapach utrzymuje się na skórze jakiś czas. Jest to edycja limitowana, więc chyba zrobię zapas ;)

Dove, go fresh, pomegranate & lemon werbena scent, żel pod prysznic - bardzo lubię żele od Dove. Ślicznie pachną, fajnie się pienią i nawilżają skórę. Moimi ulubionymi zapachami są Deeply Nourishing i ten ze zdjęcia, czyli granat z werbeną cytrynową. Przepięknie pachnie! Zapach jest głównym aspektem, którym kieruję się przy zakupie żeli pod prysznic.

Palmolive, Aroma Sensations, płyn do kąpieli - na początku września zaczęłam wynajmować inne mieszkanie z chłopakiem, w którym mam wannę w łazience. Szukałam jakiegoś dobrego płynu, który zrobi mi mega dużą pianę. Ten z Palmolive ładnie pachnie, ale wydajnością nie grzeszy. Właśnie mi się skończył i niestety tej super piany też nie było :(
TWARZ

Soraya, Ideal Beauty, lekki hydro-krem na dzień - krem dostałam w ramach udziału w szkoleniu firmy Cederoth, czyli Soraya i Dermika. Jest to krem, który ma dawać efekt nawilżającej maseczki, ma intensywnie nawilżyć i wygładzić skórę oraz zatrzymać w niej wodę do 8 godzin. Jak jest - przekonamy się. Na razie czeka w zapasach ;)

Soraya, AquaCell, ujędrniający krem na dzień i na noc - również prezent ze szkolenia. Ma zapewnić intensywne nawilżenie, zwiększyć jędrność i elastyczność oraz łagodzić i zmniejszać szorstkość skóry. Zobaczymy jak będzie - ten również leży w zapasach. Ach te zapasy... ;)

Eveline Cosmetics, Express Face Care, krem do twarzy pod prysznic - nowość marki, którą już niektóre z Was przetestowały. Byłam go bardzo ciekawa, więc i ja się skusiłam. Jest to krem nawilżający i mleczko oczyszczające w jednym. Wzięłam ten do sery suchej i naczynkowej z zawartością kwasu hialuronowego i oleju migdałowego.
Long4Lashes, żel micelarny pielęgnujący rzęsy / Pielęgnacyjny tusz do rzęs przyspieszający wzrost - żel nie jest dostępny w sprzedaży, był prezentem przy zakupie tuszu. Byłam bardzo ciekawa tuszu, a gratis jeszcze bardziej zachęcił mnie do zakupu. Uwielbiam testować nowe płyny/żele micelarne. Zwłaszcza, że jestem w trakcie nakładania serum tejże marki przyspieszający wzrost rzęs. Także gdy już rzęsy będą miały zadowalającą długość zobaczę jak tusz się na nich prezentuje i czy żel micelarny rzeczywiście je pielęgnuje ;) Za oba produkty zapłaciłam 30 zł.

SVR, Provegol, żel do mycia - słyszałam wiele dobrych opinii o marce SVR, więc postanowiłam sama się przekonać i coś kupić. A, że były duże wyprzedaże w SP kupiłam go za niecałe 16 zł za pojemność 500 ml. Na razie wykańczam żel do mycia z Lirene, SVR jest następny w kolejce.
PAZNOKCIE

Przy okazji dużych wyprzedaży w drogerii Super-Pharm zaopatrzyłam się w 4 lakiery do paznokci marek, których wcześniej nie miałam. A mianowicie są to L'Oreal i Max Factor. Za wszystkie łącznie zapłaciłam ok. 30 zł. Z Max Factor wzięłam jeden z serii Glossfinity w kolorze 165 - fajny, jesienny brąz oraz Max Effect w odcieniu 49 - fuksja. Natomiast z te L'Oreal pochodzą z serii Color Riche w kolorach 828 i 859. Jak się sprawdzają, dam znać wkrótce. Najpierw muszę nieco podratować moje paznokcie.

Sally Hanses, Insta Dri, wysuszacz do lakieru - miałam dylemat pomiędzy nim a Seche Vite, ale ostatecznie zdecydowałam się na Sally Hansen. Dużo dobrych opinii słyszałam, więc zobaczmy czy da radę.
CIAŁO I WŁOSY

Gilette Venus, Pro Skin sensitive, maszynka do golenia z wkładem - jak dla mnie najlepsze maszynki do depilacji. Nie podrażniają i świetnie usuwają włoski.

Gilette, Satin Care Olay, żel do golenia - wcześniej miałam pure & delicate, który był świetny. Teraz zdecydowałam się na wersję waniliową. Niestety zapach trochę mnie drażni, ale działanie ma tak samo dobre jak w poprzednim żelu.

Schwarzkopf, Bonacure, Moisture Kick, szampon i odżywka w spreju - oczywiście skusiła mnie cena. Za zestaw zapłaciłam 14 zł. Jest to wersja nawilżająca do włosów suchych. Gdy wykończę L'Oreal Elseve Magiczną Moc Olejków biorę się za ten duet.
BeBeauty, chusteczki do demakijażu - kupiłam za namową Ali, która bardzo je zachwalała. Zastanawiałam się nad tymi dla cery suchej, ale nie byłam pewna czy sprawdzą się równie dobrze jak te.

Life, płatki kosmetyczne, patyczki i zmywacz w pisaku - płatków kosmetycznych nigdy za wiele. Patyczki kupiłam do odsuwania skórek, a zmywacz w pisaku to świetny, niezbędny gadżet przy domowym malowaniu paznokci.

To tyle z moich nowości.
Dajcie znać czy coś znacie, może polecacie.

Buziaki,
A.