20:13:00

moja aktualna pielęgnacja twarzy | kosmetyki, których aktualnie używam + zestaw ratunkowy

Witajcie w poniedziałek!

Dzisiaj przychodzę do Was z aktualizacją mojej pielęgnacji skóry twarzy. Ostatni taki post był 2 lata temu :o Przez ten czas dużo kosmetyków się przewinęło przez moją łazienkę. Lubię używać różnych kosmetyków i często je zmieniam. Musi coś wyjątkowo mi przypasować, żebym do tego wróciła ;) I parę takich produktów jest. Jednak w dzisiejszym poście niemalże większość kosmetyków jest u mnie pierwszy raz. Czy ostatni? Dowiecie się w dalszej części wpisu.

Moja wieczorna pielęgnacja zaczyna się od zmycia makijażu płynem micelarnym za pomocą płatków kosmetycznych. Obecnie jest to płyn micelarny dla skóry wrażliwej aptecznej marki Avene oraz była, ponieważ niedawno ją wykończyłam, ale warto wspomnieć, aktywna woda micelarna Sensicure od Synchroline. Płyn Avene już kiedyś miałam. Zaczynałam od miniaturki i wtedy właśnie postanowiłam kupić dużą butlę. Generalnie duża pojemność kosztuje ok. 70 zł, jednak ja kupuję go na super-hiper wyprzedażach za niecałe 30 zł. Płyn bardzo dobrze zmywa makijaż, radzi sobie i z tuszem do rzęs i eyelinerem oraz z ciężkimi podkładami. Jest bezzapachowy i nie podrażnia skóry. Zdarzało mi się, że za dużo nalałam na wacik i wycisnęłam nadwyżkę płynu do oka. Nie było to przyjemne i na maksa szczypało, ale przy mniejszej ilości nic takiego nie występuje. Pojemność 400 ml starcza na długi czas. I ja właśnie z reguły decyduję się na takie pojemności, bo płynu sobie nie żałuję, aby dokładnie zmyć makijaż. O Synchroline już niedługo poczytacie w oddzielnym wpisie, który szykuję. Jest to świetny produkt dla wrażliwców. Byłam sceptycznie nastawiona, ponieważ miałam już kiedyś taki delikatny płyn dla wrażliwej skóry i niestety do demakijażu się nie nadawał. Ten jest absolutnym przeciwieństwem. Nie dość, że dobrze zmywa, to do tego jest idealny dla osób z wrażliwą skórą. Więcej już niedługo ;)
Po zmyciu makijażu płynem micelarnym, sięgam po produkt myjący w połączeniu z wodą. I tu mam do pokazania Wam sodową piankę do mycia Soda Clean marki Evrēe. 
Po okropnej przygodzie z CeraVe, o której pisałam Wam w poprzednim poście (klik), musiałam na gwałt coś kupić, bo w zapasach niestety już niczego więcej nie miałam. Weszłam do Rossmanna bez żadnego researchu wcześniej, tyle co pamiętałam coś z Waszych wpisów. Niestety nie miałam za dużo czasu, aby się na spokojnie zastanowić, bo chłop stał pod Rosskiem i mnie popędzał z daleka;) Więc chwyciłam sodową piankę, bo gdzieś tam mi mignęło na Insta, że ktoś to chwalił. To mówię bierę! Pianka jest przeznaczona do skóry suchej i normalnej. Ma przyjemny zapach truskawkowy, nie jest to jakiś świeży czy naturalny zapach, ale chemiczny też nie. Taki słodki, cukierkowy, ale o dziwo mi pasuje. Konsystencja niezwykle delikatna, przyjemna, taka kremowa. Ja to bym nazwała krem do mycia;) Już po pierwszym użyciu skóra była zupełnie inna. Taka oczyszczona, gładka. Nie to co po tej okropnej emulsji. Wiadomo, że wypryski po tygodniu nie zniknęły, ale czuję, że skóra jest czysta i mam nadzieję, że pianka nie pogorszy stanu mojej skóry. W sumie to, gdy ją skończę chętnie napiszę dla Was recenzję jak się ostatecznie spisała.
Po oczyszczaniu przyszedł czas na tonizację. I obecnie na łazienkowej półce stoi hydrolat aloes marki NaturalME oraz mgiełka do ciała i twarzy Bielenda. O mgiełce wspominałam nie raz nie dwa i uważam, że jest genialna. Używałam jej raczej do ciała, ale od czasu do czasu lądowała też na twarzy, ponieważ hydrolat nie do końca spełnił swoją funkcję. Mogłyście poczytać o nim w oddzielnej recenzji produktów NaturalME ► klik. Niestety wysuszał mi skórę i nieprzyjemnie ściągał, dlatego też musiałam wspomagać się mgiełką z Bielendy. Zawiodłam się trochę i już się na niego nie zdecyduję, ale chętnie wypróbuję inne wersje zapachowe. Aloesowy hydrolat koił skórę i tonizował ją, ale miałam po niej ściągniętą skórę i wszystkie suche skórki wychodziły na wierzch. Tak myślę czy by nie wrócić do Wody Piękności marki Embryolisse, która swoje kosztuje, ale chyba był to najlepszy tonik jaki miałam. Pisałam o nim tutaj ► klik.
Kolejnym krokiem (nie codziennym) jest peeling. Ja ze względu na skórę suchą i wrażliwą, stawiam na enzymatyczne. Kiedyś nie rozumiałam ich fenomenu. Myślę: jak peeling bez drobinek może złuszczyć martwy naskórek? Dopiero jak pierwszy raz użyłam enzymatycznego peelingu z Avon (recenzja), zrozumiałam o co chodzi. Od tamtej pory je uwielbiam. One działają w taki sposób, że nakładamy warstwę tak jak maskę i zostawiamy na 5-7 minut. W tym czasie enzymy rozpuszczają martwy naskórek. Podczas zmywania wykonujemy delikatny masaż twarzy. Jesienią, kiedy moja skóra jest bardzo sucha, robię peeling nawet 3 razy w tygodniu. Dwa razy to jest podstawa u mnie. Obecnie używam peelingu enzymatycznego z algą morską od Lirene, jeszcze w starej szacie graficznej. Ma ładny zapach, gęstą konsystencję i świetnie radzi sobie ze złuszczaniem. Zwykle po zastosowaniu peelingu nakładam dodatkowo silnie nawilżający olejek albo maseczkę na noc i rano mogę cieszyć się miękką i wypielęgnowaną skórą, bez suchych skórek ;)
Dwa produkty wyżej to moje hity ostatnich tygodni. Olejek z dzikiej róży marki NaturalMe używam już jakiś czas. Znacznie częściej po niego sięgam odkąd skończyły się ciepłe dni, a nadeszły chłodne. Nakładam go na noc. Jest dość tłusty i pachnie jak dla mnie torebką od herbaty, taką suchą :P Nie jest to jakiś super przyjemny zapach, ale nie jest też najgorszy. Olejek ma za zadanie nawilżyć cerę i rozjaśnić przebarwienia. Z czym absolutnie się zgadzam. Skóra po jego zastosowaniu jest nawilżona i miękka, a jakiekolwiek przebarwienia/blizny po wypryskach są mniej widoczne. I to mi się najbardziej podoba, ponieważ ostatnio bardzo dużo odwiedza mnie takich nieprzyjaciół i o ile rozprawić się z nimi nie jest trudne, o tyle blizn po nich ciężko jest się pozbyć albo chociaż je rozjaśnić. Krem Synchroline Cream Gel  otrzymałam w ramach współpracy wraz z wodą micelarną. O obu produktach będziecie mogły poczytać w oddzielnym wpisie. Powiem tylko, że krem pozytywnie mnie zaskoczył. Ma lekką, przyjemną konsystencję i koi skórę.
Maseczki, które obecnie goszczą na mojej łazienkowej półce to rozświetlająca maska z glinką marki L'Oreal, głęboko oczyszczająca Care Control od Soraya oraz nawilżająca maseczka Drink Up-Intensive Overnight marki Origins. Nawilżająca z Origins jest moją ulubioną od pierwszego użycia. Pojawiła się kiedyś w ulubieńcach. Świetnie nawilża skórę i pięknie pachnie. Swoje kosztuje, ale warta jest każdej złotówki. Oczyszczającą z Soraya niedawno wyciągnęłam z zapasów. Jestem po paru użyciach, staram się nakładać ją 2 razy w tygodniu. Głównie na miejsca, gdzie mam zaskórniki. Po tych paru użyciach mogę jedynie powiedzieć, że na pewno łagodzi wszelkie krostki, są mniej zaczerwienione i szybciej się goją. Takie odniosłam wrażenie, ale więcej powiem, gdy tylko dobije dna. Z kolei maska z glinką L'Oreal nie zrobiła na mnie wrażenia. Dam jej jednak szansę i postaram się używać regularnie. To co mi przeszkadza to na pewno zapach i to, że zastyga na skorupę, ściągając przy tym skórę. 
Powyższe produkty to taki mój zestaw ratunkowy. Żel Holika Holika nadaje się właściwie do wszystkiego. Świetnie koi skórę po opalaniu, idealny do suchej skóry, podrażnionej. Nakładałam go na twarz wtedy gdy miałam totalny wysyp i odstawiłam wszystkie kosmetyki. Niedawno też natrafiłam na regenerujący żel marki Aloesove, który ma podobne właściwości i działanie. Ma trochę inną konsystencję, bardziej gęstą i lepką. Na razie go testuję i za jakiś czas się na jego temat wypowiem. Do zadań specjalnych, na okropne wypryski, mam żel punktowy z 2% kwasem salicylowym marki Avon, który w szybki sposób się z nimi rozprawia. 
Peeling w formie kremu marki Colline Pharma z 5% kwasem glikolowym, to produkt, który planuję w najbliższym czasie wprowadzić do pielęgnacji. Jest to preparat do zwalczania niedoskonałości, ma on poprawić poziom nawilżenia, złuszczyć warstwę rogową oraz wspomóc odnowę i regenerację skóry. Dostałam go jakoś w czerwcu i zostawiłam właśnie na okres jesienny. Gdy tylko wykończę krem z Synchroline, biorę się za ten :) Posiada filtr SPF 30, więc gdy konsystencja będzie mi odpowiadać będę go używać na dzień pod makijaż. 
Z kolei na noc z pewnością kupię serum z Bielendy - albo z serii Zielona Herbata albo korygujące z kwasem migdałowym. 

Czy znacie moje produkty do pielęgnacji? Jakie są Wasze ulubione? Do których chętnie wracacie?

Buziaki,
Ada.

29 komentarzy:

  1. Bardzo lubię żel+peeling+maseczkę z Garniera Czysta Skóra :) Ona mi wystarcza i jestem jej wierna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie ta "pianka" sodowa z evree to jakaś porażka ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie czytałam u ciebie, że aż tak źle się sprawdziła :(

      Usuń
  3. Mam tą maskę Orgins jest bardzo fajna

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam te piankę z Evree i zgodzę się tym, że to praktycznie krem do mycia! Nie oczyszcza jakoś wybitnie, ale jednak oczyszcza, a przy tym jest bardzo delikatna i nawilża. Super sprawa dla cer suchych! Ja denkuję teraz żel bambusowy, ale kupiłam też ten z Sylveco i ciekawa jestem jak mi się sptawdzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie jest to najlepiej oczyszczający produkt jaki miałam do tej pory, ale po tej okropnej emulsji z CeraVe, czułam to oczyszczenie po użyciu Evree :)

      Usuń
  5. Miałam tą maskę z L'Oreala i byłam zadowolona. Jeśli chodzi o tą piankę sodową to mam ją w zapasach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może też będę po regularnym stosowaniu :) Jedyne co to zapach mnie odrzuca :/

      Usuń
  6. Widzę tutaj kilka wspaniałych dla mnie kosmetyków.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne sodową również bardzo lubi i jeszcze jest fajny z tej serii taki proszek i on również dobrze się sprawdzał :) co do chłopa Zawsze mam tak samo więc wolę chodzić sama na zakupy przynajmniej mogę sobie wszystko na spokojnie oglądać ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat byliśmy na zakupach spożywczych, więc szybko przemknęłam do Rossmanna, ale generalnie raczej chodzę sama, bo mimo, że on stoi pod sklepem to i tak czuję jego oddech na plecach haha :D

      Usuń
  8. Woda micelarna Sensicure jest świetna :) Uwielbiam również maseczkę Origins ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurczę, tyle kosmetyków, a ja oprócz żeli aloesowych nie znam niczego z nich! :D :O Bardzo lubię jednak takie wpisy, bo zawsze można z nich wyciągnąć coś dla siebie, coś zmienić w swojej pielęgnacji i się zainspirować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyraźnie wtedy widać ile to różnych marek i kosmetyków mamy na rynku :)

      Usuń
  10. Z Twojej gromadki znam i bardzo lubię maskę Origins oraz aloes Holika Holika. To dla mnie mali cudotwórcy, którzy świetnie się sprawdzają w pielęgnacji cery suchej i wrażliwej :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O tym olejku z dzikiej róży sporo dobrego już słyszałam, muszę go wreszcie wypróbować:)

    OdpowiedzUsuń
  12. ostatnio przerzuciłam się na pielęgnację z marką Kiehls i już 3 produkty wystarczyły aby doprowadzić moją cerę do cudownego wyglądu :)

    Zapraszam na mój blog parentingowy

    OdpowiedzUsuń
  13. A wiesz,ze ja nie stosuję żadnego z tych produktów? A chętnie bym spróbowała, bo marki koajrze i lubię.
    Sandicious

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie znam żadnego z produktów.
    Zostaję na dłużej :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zawsze jak czytam tego typu posty to czuję się winna za to, że nienależycie dbam o swoją cerę, bo używam połowy produktów, o których wspominacie :D Ale później przypominam sobie, że moja twarz lubi minimalizm i kiedy stosuję jakieś nowości to zazwyczaj nie reaguje zbyt łaskawie :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Mi wczoraj przyszła przesyłka z apteki Melissa, w której był ten krem sensicure. Jak na pierwsze użycie jestem z niego zadowolona, jestem jeszcze ciekawa twojego zdania na jego temat.

    OdpowiedzUsuń
  17. Super są te maski od L'oreal :-) Jak już jakichś używam, to stawiam na te. Moja ulubiona jest z zieloną glinką.

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za wszystkie komentarze i zapraszam ponownie ♥