We wrześniowych nowościach wspominałam o termicznej zalotce do rzęs z Sephory -> klik. Wypatrzyłam ją w filmiku Maxi i efekty naprawdę mi się spodobały. Niedługo myśląc wybrałam się do Sephory i kupiłam owy gadżet. Czy wyrzuciłam pieniądze w błoto? Ciekawych zapraszam do dalszej części posta.
Jak widzicie zalotka wygląda bardziej jak tusz do rzęs. Gdybym ją zobaczyła na sklepowej półce nie domyśliłabym się, że to zalotka. Znajdowała się ona w przeźroczystym pudełku, na tyłach którego napisana była instrukcja obsługi. Była do niej dołączona malutka szczoteczka do czyszczenia.
Zalotka jest prosta w obsłudze. W środku znajduje się wymienna bateria. Aby ją uruchomić należy przesunąć przycisk na pozycję ON i odczekać ok. 1 minuty, aby się nagrzała. Następnie układamy ją na środku rzęs, przesuwamy ku jej końcówkom delikatnie opuszczając w kierunku powieki. Należy to zrobić tak, aby jej nie dotknąć. Przytrzymujemy chwilę w takiej pozycji i powtarzamy czynność aż do uzyskania pożądanych efektów. Proste, prawda?
Powiem Wam, że jak zobaczyłam efekt u Asi byłam zachwycona. Ale jest to też kwestia tego kto jakie ma rzęsy. Moje niestety są mocno opadające. I mimo, że użyję zalotki czy to zwykłej czy termicznej one i tak po godzinie opadną. Mówię tutaj głównie o części zewnętrznej rzęs. Jednak z rzęsami w środkowej części radzą sobie całkiem nieźle.
Na początku się obawiałam trochę tego gadżetu - nie chciałam sobie spalić rzęs ;) Ale nie macie się co martwić. Owszem zalotka jest ciepła, ale przy zachowaniu ostrożności nie ma możliwości spalenia rzęs. Przecież nie jest to temperatura jak chociażby przy prostownicach ;) Używam jej codziennie i zajmuje mi to dosłownie chwilę. Na samym końcu zawsze robię brwi i tuszuję rzęsy, więc w momencie zabierania się za malowanie brwi włączam zalotkę, aby dać jej minutkę na nagrzanie.
Zalotka podkręca rzęsy, owszem. Nawet te najbardziej opadające jak u mnie w zewnętrznym kąciku, ale nie jest to efekt długotrwały. Po godzinie, maksymalnie dwóch opadają. Nie cierpię tego, dlatego też często się zastanawiam nad ich przedłużeniem. Ale z drugiej strony trzeba o nie bardzo dbać. U mnie kreska na oku to codzienność, a ze sztucznymi rzęsami będę miała codziennie problem z ich zmyciem czy z cieniami. Więc chyba znowu zdecyduję się na serum do rzęs. Tym razem może L'Biotica.
Poniżej przedstawiam efekty przed i po.
Dajcie znać co myślicie o takim wynalazku. Przydatna czy raczej niezbędna rzecz?
Wysyłam buziaki,
Ada.
Nie wiedziałam, że takie cuda istnieją
OdpowiedzUsuńoglądałam test tej zalotki na YT, bodajże u Maxineczki:D
OdpowiedzUsuńWspominałam w poście, ze właśnie u niej wyczaiłam tą zalotke :)
UsuńA ja widziałam ostatnio coś takiego na wyprzedaży w Biedronce za całe 3,99 zł 😀
OdpowiedzUsuńTeż widziałam test tej zalotki u Asi. Na szczęście mam z natury całkiem mocno podkręcone rzęsy, wiec mnie nie kuszą takie gadżety :)
OdpowiedzUsuńTylko pozazdrościć :*
UsuńBardzo naturalny efekt :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałam zalotki, nawet tradycyjnej, więc nie wiem, czy od razu rzucałabym się na taką bardziej zaawansowaną, termiczną :D Ładnie podkręca rzęsy, ale szkoda, że efekt jest raczej krótkotrwały. Tym bardziej,że cena nie jest niska. Mam proste rzęsy i chyba powinnam zainwestować w tradycyjną wersję :)
OdpowiedzUsuńDla mnie zbędny gadżet :)
OdpowiedzUsuńja raczej bym jej nie wykorzystała ;)
OdpowiedzUsuńNie uzywam takich gadżetów, ale fajny pomysl :).
OdpowiedzUsuńObserwuje :)
Pomyśl o zabiegu laminowania rzęs :) Można osiągnąć efekt podkręconych rzęs a przy okazji je odzywić :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o takiej zalotce kawałek czasu temu, ale nie miałam. Ostatnio wcale nie stosuję zalotek.
OdpowiedzUsuńJa przyznam, że wcale nie używam zalotki ;D Mam swoje mega długi i na pewno gdybym użyła zalotki, to już wgl byłby super efekt ;) Chyba muszę sobie kupić, ale taką zwykłą ;)
OdpowiedzUsuńFajna opcja ;) Ja mam z kolei mocno podkręcone rzęsy, że czasami wolałabym prostownicę mieć hahah :)
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje! :D
OdpowiedzUsuńMERI WILD BLOG
Nigdy nie miałam termicznej zalotki, może się na taką zdecyduje .. bo właściwie po zwykłą zalotkę sięgam przy każdym makijażu :)
OdpowiedzUsuńFajny wynalazek, ale szkoda, że efekt znika po godzinie i rzęsy znowu opadają. Wtedy byłoby mi szkoda wydanych 80zł na coś co ma tak krótkotrwałe działanie.
OdpowiedzUsuńTo może tez być niestety kwestia moich opadających rzęs :/
UsuńNigdy nie używałam zalotki :P
OdpowiedzUsuńCiekawy wynalazek, choć zalotki nie używam już od bardzo dawna :)
OdpowiedzUsuńMam rzęsy proste jak druty ale nie dałabym 80zł za taki gadżet, obecnie też mam dylemat i zastanawiam się nad zrobieniem rzęs ale u mnie kreska jest również codziennością a potem jej mycie chyba doprowadziłoby mnie do szału :P
OdpowiedzUsuńhha ale jajca :D ciekawe jakby się u mnie sprawdziła
OdpowiedzUsuń