zużyte kosmetyki | sierpień, wrzesień | denko #19

16:54:00

zużyte kosmetyki | sierpień, wrzesień | denko #19

Hej hej!

No to co mamy piąteczek piątunio! Mój wolny, ale niestety weekend pracujący. Wczoraj wysprzątałam cały dom i zrobiłam pazurki, które możecie zobaczyć na moim Instagramie -> klik. Dzisiaj zrobiłam zdjęcia na bloga i zabieram się za przygotowywanie wpisów;) A teraz zapraszam na post o zużytych produktach.
Original Source żel pod prysznic - trafił do mnie przez zupełny przypadek, ale pachniał obłędnie! Jak landrynki o smaku mango. Był trochę wodnisty, przez co mniej wydajny. Na lato super! Taki orzeźwiający, energetyzujący zapach.

Avon Dark Orchid & Raspberry płyn do kąpieli - fajny był, ładnie pachniał i co najważniejsze... robił pianę :D i ja i mój chłopak lubimy takie umilacze do kąpieli. Ten był taki relaksujący, owocowy, bardzo przyjemny :)
Bielenda kokos & aloes płyn micelarny - już nie raz wspominałam, że bardzo mi przypasowała ta seria. Mgiełka świetnie się sprawdziła i płyn również. Bardzo dobrze zmywał makijaż, nie podrażniał skóry ani oczu, ślicznie pachniał i duża butla starczyła na długo. Na pewno kupię ponownie!

Garnier Moisture+Smoothness eye tissue mask coconut water & hyaluronic acid & Moisture+fresh look eye tissue mask orange juice & hyaluronic acid - maseczki dostałam od portalu wizaz.pl. Obie sprawdziły się naprawdę fajnie. Aż byłam zdziwiona, bo maski w płachcie od Garnier mnie nie zachwyciły. Maska pod oczy z sokiem z pomarańczy przepięknie, owocowo pachniała. I nie były to standardowe płatki pod oczy tylko właśnie maska z tkaniny, dzięki czemu one idealnie przylegały do skóry i nie zsuwały się, co zdarzało się przy płatkach. Okolica pod oczami była nawilżona i wyglądała na wypoczętą. Polecam robić je rano, super rozświetla i przygotowuje skórę do makijażu. Maska z wodą kokosową była to maska na całą okolicę wokół oczu. Nie tylko pod oczy, ale i dookoła. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, ale było to miłe doświadczenie. Maska również ładnie pachniała, super nawilżała, była mocno nasączona. Z pewnością zdecyduję się na nie ponownie. Wolę zdecydowanie takie rozwiązania niż standardowe płatki pod oczy;)

Bielenda Carbo Detox Biały węgiel peel-off - maska o działaniu detoksykującym do skóry tłustej, wrażliwej. Powiem Wam, że ta połowa (drugą jeszcze mam) starczyła mi na dwa użycia. Maska nie jest zła, skóra była oczyszczona po niej, ale bez szału. Mam jeszcze w zapasie z serii Zielona Herbata, której też jestem ciekawa.
Life Professional Hybrid Dehydrator - odtłuszczacz do płytki paznokcia. Kupiłam kiedyś w Super-Pharm. Nie mam mu nic do zarzucenia. Spełniał swoją rolę.

Isana zmywacz do paznokci - myślę, że każda z nas dobrze go zna. Długo u mnie był, ponieważ już od jakiegoś czasu wykonuję manicure hybrydowy, ale zawsze się do czegoś przyda. Nawet nie pamiętam do  czego go ostatecznie zużyłam :P
Yves Rocher energizujące mleczko do ciała mango & kolendra - opowiadałam Wam o nim w oddzielnym wpisie (klik). Na pewno jeszcze kiedyś się na nie zdecyduję. Ma przepiękny zapach, lekką konsystencję, idealny na lato. Polecam!

L'Oreal Elseve Magiczna Moc Glinki szampon pielęgnacyjny - jest to szampon przeznaczony dla włosów normalnych z tendencją do przetłuszczania. Ratowałam się nim po szamponie z Biovax z mango i opuncją, który zrobił mi masakrę na głowie i musiałam myć włosy codziennie :/ Magiczna Moc Glinki przepięknie pachnie, dobrze się pieni (wiadomo) i doprowadził moje włosy do porządku. Ładnie odbijał je u nasady, włosy wyglądały świeżo. Szampon ich nie wysuszył, mimo nakładania dodatkowo odżywki z tej serii.

Sylveco odżywcza pomadka z peelingiem - mój hit, który kupuję regularnie. Bardziej jest mi potrzebna jesienią/zimą, więc praktycznie całe wakacje przeleżała i niestety zjełczała, więc ląduje w koszu. Ale nowy egzemplarz na pewno się pojawi ;)

Bioderma Hydrabio Creme Rich bogaty nawilżający krem - próbka 5 ml, bogata konsystencja, jakoś wrażenia na mnie nie zrobił. 

Yves Rocher Sensitive Végétal krem nawilżająco-łagodzący - próbka 7 ml. Za to ten bardzo mi odpowiadał. Miał super konsystencję, która tak ładnie wygładzała buzię. Skóra była miękka i nawilżona. Na pewno zdecyduję się na pełnowymiarowe opakowanie. Normalnie kosztuje 49, 90 zł, a teraz widzę, że jest na stronie w promocji za 34, 90 zł. Wypłato przybywaj ;)

Wibo Volume Drama tusz pogrubiający tusz do rzęs - całkiem niedawno pojawił się o nim wpis na blogu, do którego Was odsyłam klik. W wielkim skrócie mówiąc polubiłam ten tusz i na pewno do niego wrócę;)


Znacie te produkty? Jak sprawdziły się u Was? A co Wy ciekawego zużyłyście?

Buziaki,
Ada.
NaturalME | pomarańczowy peeling cukrowy do ciała | hydrolat aloes |

16:46:00

NaturalME | pomarańczowy peeling cukrowy do ciała | hydrolat aloes |

Cześć Wam!

Jak tam Wasz poniedziałek? Ja właśnie wracam z pracy i padam na twarz. Dzisiejszy dzień tak mnie zmęczył, że marzę o tym, aby się położyć i zdrzemnąć. Otworzyć sklep to nie lada wyzwanie. Odliczam juz dni do piątku! Zapowiada się rodzinny weekend! A Wy jakie macie plany? 

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją dwóch produktów marki NaturalME, których używam już od paru miesięcy. Są to aloesowy hydrolat do twarzy, ciała, włosów oraz pomarańczowy peeling cukrowy. To co? Ciekawi jak u mnie sprawdziły się te produkty? Zapraszam do dalszej części wpisu ;)
Jak tylko produkty pojawiły się stacjonarnie i zobaczyłam je na półce w drogerii, zapragnęłam mieć je wszystkie. Szata graficzna zdecydowanie zachęca, krótkie składy i szeroki asortyment również. Pierwsze co kupiłam to olejek z dzikiej róży, ale na jego recenzję musicie jeszcze trochę poczekać. Następnie do koszyka wpadły maska do skóry głowy oraz dwa produkty z dzisiejszego wpisu. 
Pomarańczowy peeling cukrowy według producenta ma oczyszczać i wygładzać, a także ma działać ujędrniająco i antycellulitowo. 
Przekonał mnie on przede wszystkim zapachem. Ja osobiście uwielbiam takie cytrusowe, świeże i przyjemne. Peeling zamknięty jest w słoiczku z ciemnego plastiku. Do tego jasna etykieta, na której mamy wszystkie niezbędne informacje. Jak widać trochę się odbarwiła. Produkt musimy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Zdecydowanie jesteśmy w stanie zużyć go prędzej, nawet jeśli używacie w małej ilości tak jak ja. Głównie na dekolt, ramiona i uda. Jeszcze parę lat temu powiedziałabym, że to jest za mocny zdzierak jak dla mnie, ale teraz uważam, że jest idealny i takiego właśnie złuszczania potrzebuje moja skóra. 
Jak już wspominałam zapach jest przepiękny i zdecydowanie umila kąpiel. Skóra po peelingu jest wygładzona, jednak zostawia on taką warstwę po sobie. Nie jest ona lepka czy tłusta tylko taka jakby ochronna, jak się dotyka to czuć porządne nawilżenie i wygładzenie. Na początku niezbyt mi to odpowiadało, ale to dlatego, że nie spłukałam porządnie i warstwa ta była nie do zniesienia. Jednak gdy porządnie spłuczemy, to pozostaje delikatny, ochronny film i właściwie osoby, które nie przepadają za balsamowaniem, mogą ten krok pominąć. Skóra jest nie tylko nawilżona i gładka, ale również ujędrniona, taka miła w dotyku. Peeling spodobał mi się na tyle, że gdy tylko ten dosięgnie dna (myślę, że starczy mi go na max. 3-4 razy), miałam w planach kupić go znowu, bądź wypróbować malinowy albo kawowy, ale w związku z tym, że zaczęłam pracę w Bath and Body Works, kusi mnie teraz tyle ich peelingów, że powoli wariuję od nadmiaru asortymentu ;P A jeszcze sporo peelingów sobie zapisałam z Waszego polecenia, także chyba muszę robić peeling 2 x w tygodniu ;D Ja szczerze Wam ten produkt polecam. Jeśli jesteście zwolennikami mocnego zdzierania i cytrusowych zapachów to ten peeling jest dla Was! Dla ciekawych umieszczam poniżej skład. 
Drugim produktem jest hydrolat aloesowy do ciała, twarzy i włosów. Ma łagodzić podrażnienia, regenerować naskórek oraz odświeżać. Pokładałam w nim spore nadzieje, bo generalnie moja skóra raczej aloes lubi. Akurat skończył mi się tonik, to mówię wypróbuję hydrolat (aczkolwiek ostatnio wyczytałam, że nie każdy hydrolat tonizuje, o czym nie wiedziałam). Tego typu produktów używam dość często. Rano po umyciu buzi, wieczorem po umyciu, potem po zmyciu maseczki czy peelingu znowu, psikam nią też maseczki z glinką, aby nie doprowadzić do zaschnięcia. Myślałam, że szybko się skończy, ale myliłam się. Produkty z atomizerem są niezwykle wydajne. Pamiętam jak miałam tonik różany z Evree, który po prostu się nie kończył :P 
Zapach jest dość przyjemny, delikatny, orzeźwiający. Hydrolat odświeża, ale czy regeneruje naskórek? Ciężko mi stwierdzić, ponieważ używam go już 3 miesiąc, a stan mojej cery się nie poprawia, a ostatnio dość mocno się buntuje :/ Poza tym hydrolat niestety wysusza mi skórę... Zaraz po użyciu skóra jest taka ściągnięta i matowa i wychodzą na wierzch wszystkie suche skórki. No nie podoba mi się to. Może u osób z cerą tłustą/mieszaną by się sprawdził, ale dla posiadaczek cer suchych nie polecam. Po użyciu muszę natychmiast nałożyć krem nawilżający. 
Jeśli chodzi o sprawy techniczne, atomizer działa bez zarzutu. Nie pluje produktem, tylko wydobywa mgiełkę. Hydrolat znajduje się w plastikowej, poręcznej butelce. Etykieta czytelna i minimalistyczna. Przemawiają do mnie jak najbardziej ;)

Produkty NaturalME stacjonarnie możecie kupić w drogeriach Super Pharm i to w bardzo korzystnych cenach. A na promocji to już w ogóle! Ja akurat peeling kupiłam na promocji -50%, a hydrolat za ok. 16 zł. 
Mimo, że z hydrolatem nie do końca się polubiliśmy, markę bardzo lubię i z pewnością nie jeden kosmetyk wpadnie jeszcze do koszyka. Na pewno pojawi się jeszcze recenzja olejku z dzikiej róży i maski do skóry głowy ;) A w planach mam kupno kaolinowej glinki białej oraz oleju kokosowego. Mam zamiar wrócić do regularnego olejowania włosów, a moje włosy olej kokosowy wręcz uwielbiają! 

Macie swoich ulubieńców z NaturalME? Znacie te produkty?

Całuję,
Ada.
Drogeria Natura | Moc kolorów z marką My Secret | swatche

15:37:00

Drogeria Natura | Moc kolorów z marką My Secret | swatche

Hej kochani!

Ostatnio byłam mniej aktywna, ponieważ tak jak wspominałam wcześniej byłam na szkoleniu w Warszawie. Wróciłam dwa dni temu, jednak jeszcze ogrom pracy nas czeka w związku z otwarciem sklepu b&bw (to już 19.09.!!!). Mam nadzieję, że przy pracy na cały etat znajdę czas na bloga i go nie zaniedbam! W każdym razie postaram się do tego nie dopuścić. 

Tak się składa, że weekend mam wolny i nadrabiam wszystkie zaległości. A ja mam jeszcze dla Was zaległy post o nowościach marki My Secret. Co prawda wakacje już minęły, ale może jeszcze komuś ten wpis się przyda;) zatem zapraszam!
Tak wyglądają wszystkie produkty, które znalazłam w paczce. Dodatkowo były też tam lakiery do paznokci, ale zapomniałam ich do zdjęcia grupowego. Zobaczycie je w dalszej części wpisu ;)

Na początek holograficzne cienie w kredce do makijażu Holographic Make-up Pencil, dostępne w 9 odcieniach, a w tym aż 6 nowych kolorów. Do mnie trafiły 101, 102 (które były już w sprzedaży;)) oraz 104 cooper (nowość). Są to kredki z drobinkami w intensywnych barwach. Mogą być stosowane samodzielnie jako eyeliner, pomadka, cień do powiek czy rozświetlacz ;) Kto co lubi ;p Ja je stosowałam raczej jako cień bądź eyeliner. Efekt na oku robi wrażenie, przede wszystkim dlatego, że są one mocno napigmentowane. Nie ścierają się i nie bledną w ciągu dnia. Nie wiem jak na tłustych powiekach, ale u mnie były w nienaruszonym stanie cały dzień ;) A kosztują zaledwie 14, 99 zł. Także, jeśli lubicie trochę szaleństwa na oku to serdecznie polecam się zainteresować tymi produktami. Są to takie letnie, szalone kolory, ale kto powiedział, że jesienią czy zimą są zabronione? ;)
Swatche wszystkich produktów zobaczycie na końcu wpisu ;) A wyżej możecie zobaczyć jeszcze pozostałe kolory z gamy 103 Lime, 105 Purple, 106 Cobalt, 107 Teal oraz 108 Olive Green.

Przejdźmy zatem do cieni do powiek w płynie. Są to Extreme Gleam long-wear eye shadow. Są to metaliczne cienie o wodno-kleistej formule, dzięki której możemy pokryć powiekę jednolitą warstwą. Szybko wysychają i się nie osypują dzięki zawartości polimerów. Ot taka ciekawostka :P Takim akcentem możemy ożywić każdy dzienny makijaż. Kolekcja oferuje 5 przepięknych odcieni. Do mnie trafiły dwa z nich: 02 Sun Kiss oraz 03 Guiltless. Takie najbardziej łagodne i subtelne. W dwóch tonacjach: jeden bardziej złoty, drugi w stronę różu. Oba są przepiękne i robią wrażenie ;)
Reszta odcieni to: 1 Moonlight, 4 Supernatural, 5 Delight, 6 Guilty Pleasure.
Zostając jeszcze przy produktach do makijażu oczu, w paczce znalazła się również wodoodporna kredka Color Intense Long Lasting Liner. Jest miękka, mocno czarna, gładko sunie po powiece. Ja generalnie kredek używam rzadko. Mam jedną z Maybelline już dłuższy czas i jedna w zupełności mi wystarczy ;) Także ta trafi do kogoś komu się przyda i będzie jej używał. Cena kredki 12, 99 zł.


Następnymi produktami są płynne rozświetlacze Glow with Wow Liquid Highlighter. Dostępne w dwóch odcieniach: 01 Neutral oraz 02 White Gold. Oba prezentują się naprawdę ładnie, mimo iż pigmentacja nie jest na super poziomie. Ale dzięki temu jest to subtelne i delikatne rozświetlenie. Nie zrobimy sobie nim krzywdy, o ile umiemy aplikować płynne produkty. Producent podpowiada również, że możemy dolać kropelkę do podkładu, aby zrobił się rozświetlający, bądź użyć go jako bazy. Uważam, że to fajne rozwiązania, dzięki temu produkt jest uniwersalny. Powiem Wam, że mi przypasowały te produkty. Dają super efekt, nie sądziłam, że tak mi się spodobają, zwłaszcza, że byłam sceptycznie nastawiona, ponieważ z płynnymi produktami rzadko miałam do czynienia ;)
Duraline z firmy Inglot na pewno każdy zna i wiele z Was posiada. Firma My Secret wypuściła podobny produkt Fixer Liquid, który w połączeniu z dowolnie wybranym kosmetykiem do makijażu zamienia jego formułę na płynną i wodoodporną. Możemy dodać parę kropel do podkładu, aby był bardziej trwały, do zaschniętego tuszu do rzęs, kropelkę do cieni, aby wydobyć z nich pigment, a także do sypkich cieni, aby ułatwić sobie aplikację. Możliwości jest mnóstwo, także warto mieć go w domu. Powiedziałabym, że jest to taki tańszy zamiennik Duraline, bo właściwościami się nie różnią. Cena: 21, 99 zł (duraline: 35 zł). 


I na koniec lakiery do paznokci Chocolate Desire Scented Nail Polish. 8 przepięknych odcieni nude, które do mnie osobiście bardzo przemawiają. Są bardzo podobne, a jednak różne ;) Każdy znajdzie dla siebie swojego idealnego nudziaka ;) W kolekcji mamy takie kolory jak: 287 Almond Milk, 288 Peach Cookies, 289 Honey, 290 Coffe with Milk, 291 Coffee Macaroons, 292 Cinnamon Sticks, 293 Cocoa, 294 Milk Chocolate. Cena za sztukę 10, 39 zł. 
W paczce znalazłam również nowy odcień Nail Art - 286 Rainbow Flakes. Można go nałożyć samodzielnie albo aplikować na inny kolor. 
Ja od jakiegoś czasu robię hybrydy, więc nie przydadzą mi się tak na co dzień. Dlatego też powędrowały do mojej mamy, a sobie zostawiłam dwa odcienie :)

I na koniec możecie zobaczyć swatche wszystkich produktów.

Co Wam wpadło w oko? Macie swoich faworytów? 
Koniecznie dajcie znać!

Całuję,
Ada.
Wibo Volume Drama | drogeryjna maskara | czy w końcu jakaś szczoteczka z włosia dała jakikolwiek efekt na moich rzęsach? |

13:33:00

Wibo Volume Drama | drogeryjna maskara | czy w końcu jakaś szczoteczka z włosia dała jakikolwiek efekt na moich rzęsach? |

Hej kochani! 

Mała zmiana planów. Dzisiaj opowiem Wam trochę o drogeryjnej masakrze. Miał być post o produktach My Secret, ale niestety nie wszystkie zdjęcia wstawiłam i część mam na komputerze w domu w Gdańsku, a obecnie jestem w domu, we Włocławku, bo mam 3 dni wolnego między szkoleniami. We wtorek wracam do Warszawy. 

Także zapraszam na wpis :)
Generalnie sprawa wygląda tak, że moje rzęsy są liche, rzadkie i opadające. Tylko tusze z silikonową szczoteczką się u mnie sprawdzały. Potrafiły wydłużyć moje rzęsy, pogrubić je trochę i ładnie rozdzielić. Dawałam szansę również tuszom, które miały szczoteczki z włosia, ale niestety nie podołały. Aż pojawiła się nowość marki Wibo (już teraz nie taka nowość) Volume Drama kusząca dobrymi recenzjami oraz swoją piękną, złotą szatą graficzną. Uległam, więc i ja. Tym bardziej, że tusz jest łatwo dostępny i w niskiej cenie, bowiem jego cena wynosi niecałe 19 zł. Ja się zdecydowałam na niego na kwietniowej promocji w Rossmannie, więc zapłaciłam niecałe 10 zł. Nawet gdyby się nie sprawdził, nie ucierpiałby mój portfel ;)
Jak się później okazało Volume Drama miała być tańszym zamiennikiem maskary L'Oreal Paradise Extatic (64 zł) bądź Too Faced Better than sex (105 zł). Mają bardzo podobne szczoteczki, standardowe, z włosia, ale czy dają podobny efekt tego Wam nie powiem, bo nie miałam żadnej z tych droższych propozycji. Maskara Wibo ma dość gęstą konsystencję i gdy zobaczyłam tą szczotkę z tym krótkim włosiem i ogromem tuszu na niej, pomyślałam: "to się nie uda". Już widziałam te posklejane rzęsy, efekt pajęczych nóżek i tym podobne. 
Zaczęłam od podkręcenia rzęs zalotką, następnie nałożyłam pierwszą warstwę. O dziwo wyglądało to naprawdę dobrze. Dołożyłam jeszcze trochę, aby maksymalnie je wydłużyć, rozdzielić i pozbyć się nadmiaru. Efekt naprawdę mi się spodobał. Tusz przede wszystkim pięknie wydłużył moje rzęsy. Byłoby na pewno lepiej i prościej gdyby nie opadały, ale maskara potrafiła w miarę ten skręt utrzymać w ryzach. Trochę też je pogrubił, ale nie spektakularnie. Co najważniejsze dla mnie - nie osypywał się w ciągu dnia. A to nie lada wyzwanie ;) Jest mocno czarny, co również jest dla mnie istotne, ponieważ mam dość jasne rzęsy. 
Naprawdę się z nim polubiłam i to chyba na tyle, że z pewnością kupię go ponownie. Może zajmie miejsce ulubionego tusz z Lovely curling pump up, który mimo, że używam różnych tuszy, zawsze ma miejsce w mojej kosmetyczce. 
Za niską cenę dostajemy dobrej jakości tusz, który rozdzieli rzęsy, należycie je wydłuży i będzie się trzymał cały dzień. Co jeszcze? Łatwo dostępny i pięknie się prezentuje ;) 

Z resztą sami spójrzcie i oceńcie. Każda z nas oczekuje czegoś innego i ma inne rzęsy, więc jak macie długie rzęsy to na pewno u Was będzie dużo lepszy efekt ;) 
Znacie Wibo Volume Drama? Miałyście go? Jak wrażenia? 
A może polecacie jakiś inny równie dobry drogeryjny tusz? Czekam na Wasze opinie! 

Buziaki,
Ada.